Data publikacji w sieci - 2005 rok / Uaktualnienie - 2010
"Badger powstał w pażdzierniku 1972 roku. Tony Kaye który opuścił Yes, rozpoczął współpracę z
Davidem Fosterem. Obaj znali się z grupy Yes, dla której, we wczesnym okresie jej działalności, David
napisał dwie popularne piosenki: "Time and a Word" (LP"Time and a Word" 1970) i "Yours is no
Disgrace" (LP"Yes Album" 1971). Ponadto, Foster znał Jon Andersona z wspólnych występów z lat
60, w grupie Warriors. Dołączył do nich Roy Dyke i kiedy postanowili założyć nowy zespół, Roy
zarekomendował mnie. Ja byłem gitarzystą, kompozytorem i wokalistą. I skoro im się spodobałem ... .
Znałem Roya z czasów grania w Star Club w Hamburgu, kiedy był on członkiem Remo 4. W zespole
tym grał też Tony Ashton. Obaj, póżniej utworzyli Ashton, Gadner and Dyke. Ja w tym czasie grałem
w grupie The Londoners, w której też grał Paul Gurvitz. Póżniej wraz z Paulem utworzyliśmy grupę
Parrish & Gurvitz i nagraliśmy nasz debiutancki LP w 1971 roku. Ten pierwszy album był sklecony z
moich i Paula piosenek, kiedy dostał go do produkcji George Martin. Póżniej odbyliśmy tourne po USA.
Jednak tak się nieszczęśliwie złożyło, że pod koniec tych występów, poróżniliśmy się z naszym
kanadyjskim impresario. I wtedy weszliśmy do studia ponownie by nagrać drugi album, z producentem
Lou Reizner'em. To tu właśnie znalazły się kompozycje - Preacher, On the way home, które póżniej
wykorzystałem w grupie Badger. Jednak produkcja płyty opóżniała się. Grupa Parrish & Gurvitz,
rozpadła się. I właśnie w tym czasie zadzwonił do mnie Roy Dyke z propozycją udziału w tworzonej,
nowej grupie"
Dave Foster
Brian Parrish
Tony Kaye
Roy Dyke
(06.09.1946,
Liverpool)
(12.07.1947,
Ilford)
(11.01.1946,
Leicester)
(13.02.1945, Liverpool)
gitara
basowa
gitara,
śpiew
instrumenty
klawiszowe
perkusja
Ex- Ex- Ex- Ex-
Warriors, 1962-1967
Gene Vincent / Londoners, 1963-1966 The Federals, 1964-1965 Remo Four, 1963-1969
Big Sound, 1968
The Knack, 1966-1968 J.Winston & Reflections, 1967 Ashton,Garden,Dyke, 1969-1972
Anderson, 1969
NYPL, 1967-1969 Bitter Sweet, 1967
Accrington Stanley, 1970-1972
Parrish & Gurvitz, 1971-1972 Yes, 1968-1971; Flash, 1972
"Nazwa grupy. Od dawna chciałem nazwać grupę - Badger. I była to dla mnie wielka niespodzianka, że innym też ta nazwa się spodobała. W tym
czasie kiedy ćwiczyliśmy repertuar, nie mieliśmy nazwy. Natomiast, ktoś powiedział prasie że nowa grupa Tony Kaye'a będzie nazwana - Angel Dust.
Tak, to była nazwa o której myśleliśmy, ale tylko jeden dzień. Badger - zwyciężył. Od pażdziernika do grudnia 1972 roku, ćwiczyliśmy. Ja przyniosłem
na próby w pełni opracowane dwie piosenki które wcześniej chciałem użyć w moich solowych projektach. Były to - River i Wheel of fortune. W tym
czasie wystąpiliśmy w brytyjskiej telewizji w programie "Old Grey Whistle Test" i dwa razy w programie radiowym BBC. Wydaje mi się że przed
koncertami w Rainbow z Yes, zagraliśmy tylko jeden koncert. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się że było to gdzieś w południowej Anglii a
graliśmy z grupą Groundhogs (11.11.1972; Farnborough Technical College-P.Szymański). Nimi opiekował się ten sam menadżer, co Badger, Yes i
Black Sabbath. Najlepiej pamięta te sprawy David Foster (link: David Foster ). Także, prawie każdego dnia ćwiczyliśmy, przed naszym pierwszym
tourne z Yes. Koncerty z Yes trwały trzy dni. W tym dwa dni w Rainbow Theatre w Londynie (15-16 grudzień 1972) (link: Forgottenyesterdays). Na
tydzień przed tymi koncertami bardzo się rozchorowałem, także pierwszy dzień koncertu był moim pierwszym dniem po powrocie do zdrowia. Przed
koncertem dostałem od mojego doktora, "farmakologiczne wzmocnienie". Bardzo się obawiałem czy wystarczy mi energii i czy wytrzyma mi mój głos.
Publiczność zakceptowała nas.To był kredyt dla nas, bo przecież były to nowe, nieznane przez nich piosenki, a naszej płyty wtedy jeszcze nie można
było kupić. Publiczność znała doskonale Yes, także przyjęcie nas w taki sposób było dla nas, swego rodzaju zwycięstwem. Ja śpiewałem w Wheel of
fortune, River, On the way home i Preacher. David śpiewał w Fountain i Wind of Change. W każdej piosence wymieniaiśmy się chórkami. Atmosfera
za kulisami też była wspaniała. Rick Wakeman był pełen humoru i wciąż piliśmy piwo i żartowaliśmy. Jak wiesz, on zamienił w Yes, Tony Kaye'a i
wydawało się że może to sprawić kłopot w relacjach zakulisowych. Ale nie było tam trudnych momentów. Badger bardzo różnił się repertuarem od
Yes i myślę że, Tony był szczęśliwy że obrał nową muzyczną drogę. Steve Howe był tym którego admirowałem jako muzyk, a i stosunki były
przyjacielskie. Jon Anderson był ciągle wokół nas. Jon i David byli razem wcześniej w grupie Yes, także byli przyjaciółmi. To wszystko sprawiło, że
były dobre wibracje, nie wspomnę, że każdy kto choć chwilę spędził z Roy Dykem, najprzyjemnieszym facetem na świecie, zawsze wybuchał
śmiechem. Także kulisy były dobrym miejscem, ale dla mnie najważniejsze był kredyt jaki otrzymaliśmy od publiczności. Trzeci koncert z Yes był w
Glasgow w Greens Playhouse (uwaga: strona o koncertach Yes-Forgottenyesterdays, podaje że było to w klubie Hard w Manchesterze). Brzmienie było
fantastyczne. Grupa grała o niebo lepiej niż w Rainbow, ale tego nikt nie nagrywał. Takie życie !. Pamiętam że do Glasgow przylecieliśmy samolotem.
Chcieliśmy być wypoczęci. Nasze samochody które miały czekać na nas na lotnisku, gdzieś przepadły w drodze z Londynu. Nigdy już ich nie
ujrzeliśmy. Bez komentrza. Nigdy nie kupiliśmy nowych. Póżniej zawsze wynajmowaliśmy. Nie było więcej koncertów z Yes. Przed koncertami
myśleliśmy o płycie. Nikt jednak nie myślał o tym by pierwsza płyta została specjalnie nagrana na żywo. Koncerty Yes były nagrywane z myślą
wydania ich na płycie, także logiczne wydawało się nagranie również naszego koncertu z przeznaczeniem wykorzystania tego materiału w przyszłości.
Jednak nagrania były na tyle dobre że ktoś w końcu zadecydował by je wydać na debiutanckiej płycie. To było nie do pomyślenia w tamtych latach. Ale
tak rzeczywiście było. Ludzie wtedy myśleli, że wydanie albumu"na żywo", jako debiutu, jest bardzo odważne. Ale prawda jest taka, że był to
przypadek. Weszliśmy do Advision Studios w Londynie by przesłuchać nagrania. I zaczęliśmy je miksować wspólnie z naszym producentem z Atlantic
Records, Geoffem Haslamem. Geoff był także producentem J.Geils Band, Bette Midler i innych. Póżniej dołączył też Jon Anderson i zrobił kilka
przeróbek. Większość materiału jaka znalazła się na płycie pochodziła z pierwszego wieczoru (15.12.1972). Podczas drugiego występu (16.12.1972),
niestety mieliśmy kłopoty z mikrofonami. Chociaż graliśmy lepiej, wiele straciliśmy w związku z złym nagraniem wokalu i musieliśmy nagrać na nowo
pewne partie wokalne. Nie chcieliśmy tego robić, chcieliśmy utrzymać brzmienie na żywo. Jednak "On the way home" jest połączeniem wykonań z
dwu wieczorów. Wtedy był do duży problem techniczny. Poprawiliśmy też kilka małych fragmentów wokalnych w innych częściach, ale większść jest
taka jaka była na koncercie. Najwięcej czasu przy produkcji spędziliśmy na usuwaniu trzasków i zgrzytu pochodzącego z pedału od basowego bębna
perkusji oraz buczenia wzmacniaczy. Innym czynnikiem był szum i odgłosy publiczności, kóre też poddaliśmy obróbce. Na przykład piosenka była
dobra a gdzieś w tle słychać był śpiew lub okrzyki. Myślę że materiał był bardzo dobrze zmikswany, także patrząc obecnie na nagrania, nic bym już nie
zmieniał. Jon Anderson który pomagał nammiksować płytę, był perfekcjonistą, ale my chcieliśmy zachować jak najwięcej brzmienia "na żywo".
Pamiętam że Jon dodał swój śpiew, do końcówki "On the way home" (słowa: Heaven, Haeven etc.). W tamtych latach byłem temu bardzo przeciwny,
ale teraz uważam to za bardzo dobre posunięcie. Reasumując, brzmienie płyty jest takie jakie chcieliśmy osiągnąć. Wiem również że koncert Yes był
filmowany, ale wątpię by ktoś wtedy filmował nasz wstęp. Nawet jeśli ktoś to zrobił, ja nigdy tego nie widziałem. Choć wydaje mi się, że mogło to by
być interesujące i z chęcią obejrzał bym to teraz. Te sześć piosenek które znalazły się na albumie, to był cały materiał jaki w tym czasie wykonywaliśmy
razem. Nic się nie zmarnowało. Płytę wydała firma Atlantic Records w lipcu 1972 roku."
LP " One Live Badger"
Atlantic Records, No. K 40473, data: 16 lipiec 1973
Atco, No. SD 7022, data: lipiec 1973
Tape "One Live Badger"
Atco, No. TP 7022, rok: sierpień 1973
Side A
1. Wheel of fortune (Badger)
2. Fountain (Badger)
3. Wind of change (Badger)
Side B
1. River (Badger)
2. Preacher (B.Parrish)
3. On the way home (Badger)
Produkcja:
Geoffrey Haslam, Badger and Jon Anderson
Projekt okładki: Roger Dean
Fotografie: Martin Dean
Inżynier nagrań: Geoffrey Haslam
Publikacja: Yessong
Nagrano w: Rainbow Theatre, 15-16.12.1972
Płyta wydana została również jako:
LP "One Live Badger" Warner-Pioneer, No. P 8343 A, Japonia
CD "One Live Badger" Atlantic, No. AMCY-593, rok: 1993, Japonia
CD "One Live Badger" Repertoire, No. REP 4373-Wy, rok: 1993, Niemcy
CD "One Live Badger" Arcangelo, No. ARC 7039, Japonia
CD "One Live Badger" Voiceprint, No. VP 275 CD, rok: 2003, UK
CD "One Live Badger" Wounded Bird, No. WOU 722, rok: 2003, US
CD "One Live Badger" Air Mail, No. AIRAC 1425, rok: 2007, Japonia
"Na przełomie lutego i marca 1973 roku, Badger ruszył na wspólne koncerty z Black Sabbath.(link: Black Sabbath's Gigs List). Zostaliśmy dobrymi
przyjaciółmi z Sabbatami a szczególnie z Ozzy, który był nadwyraz "zabawowy". To były czasy, gdzie Black Sabbath byli bardzo głośną grupą. Poza
tym mieli wspaniały orszak wielbicieli. Wszyscy-"headbangers". O tamtym czasie jest wiele do opowiedzenia. Spotkania towarzyskie po koncertach
odbywały się cały czas, choć można powiedzieć, że we Włoszech były wręcz integralną częścią tourne. Ekscesy (które też się zdarzały) nie polegały
nahałasie, niszczeniu czy czymś podobnym, a na przykład na ... "nieuszanowaniu" pomnika Papieża. Nie bardzo pamiętam co się stało, wiem tylko że
ledwie się położyłem o piątej nad ranem, a oni "walą" w drzwi i wyciągają mnie z hotelu. Podczas jednego z koncertów we Włoszech, graliśmy właśnie
ostatnią piosenkę, gdy nagle stwierdziłem że nie widzę publiczności i reszty zespołu na scenie. Zacząłem pokasływać i stwierdziłem że to dym.
Pomyślałem -"A, to dymne efekty", ale za chwilę przyszła kolejna myśl - "Zaraz, przecież my nie używamy efektów dymnych na koncercie". Piosenka
zbliża się do końca, słyszę szał publiczności i w tym momencie widzę że ... scena się pali !. Płomienie otaczają scenę, wszystko jest gorące. Uciekamy
ze sceny, z załzawionymi oczami i potwornym krzykiem publiczności w uszach. Koncert został przerwany, przybyli strżacy którzy ugasili pożar. Jakieś
1,5 m pod sceną były zgromadzone różne rzeczy (papiery, kostiumy etc). Prawdopodobnie w wyniku spięcia elektrycznego doszło do zapalenia się
zgromadzonych pod sceną rzeczy. Na nasz koncert w Rzymie chciało się dostać bez biletu tysiące młodych ludzi (wtedy była to bardzo popularna idea,
wynikała być może z filozofii hippisowskiej albo kontestacji politycznej). Wszelakie pojazdy tam będące, zostały zniszczone. I tym razem nasza grupa
została bardzo dobrze przyjęta przez publiczność (tak było zazwyczaj), co spowodowało opóżnienie wyjścia na scenę Black Sabbath. Publika była
bardzo rozochocona, także ochrona musiała uswać wbiegających na scenę widzów. Jednak po wejściu Black Sabbath, te sprawy się uspokoiły. Jednak
po pierwszej piosence, prawdopodobnie w wyniku gorąca, doszło do rozstrojenia gitary T.Iommiego. Przez 15 minut próbował on nastroić ponownie
gitarę, przy narastającym wrzeniu publiczności.Ostatecznie nie poradził sobie, odrzucił instrument i wyszedł ze sceny. Po kilku minutach pozostali
muzycy Black Sabbath również opuścili scenę. A publiczność ... jeden wielki krzyk, zamęt i rozruchy. Nasz menażdżer przybiegł i zamknął nas w
garderobie by po kilku minutach otworzyć i pozostwić na pastwę losu. Zrobiło się nieprzyjemnie i niebezpiecznie. Nagle, oni zaczęli walić w drzwi i
krzyczeć - "Zwiewamy i to już !". Uciekliśmy, ale było wiele ludzi którzy wskakiwali na samochody, próbując przeszkodzić w odjeżdzie. To był dziki
tłum ale staraliśmy się jkoś wyjechać i mam nadzieję że nie zabiliśmy kogoś. Samochody zostały znacznie zniszczone ale udało nam się wydostać. Po
powrocie do hotelu, rozpoczynaliśmy jak zwykle ubaw. Następnego dnia, nowe miasto, nowy kraj. Ja niepamiętam wszystkiego dokładnie ale byliśmy
w Szwajcarii, Francji, Holandii, Niemczech i Skandynawii ale tylko we Włoszech były takie "odjazdy". Było jeszcze wiele innych zdarzeń, gangsterzy,
pistolety ... ale to może innym razem. Te historyjki najlepiej pamięta David Foster. W środku tourne byliśmy też w Anglii, gdzie też zagraliśmy.
Jakkolwiek było kilka dni wolnych które spędziliśmy w domu Ozzy'ego. A to już było typowe szaleństwo o którym można opowiadać wiele, tak jak o
koncertach, czy o tajemniczym zniknięciu pieniędzy, zapłaconych przez Atlantic Records, które nigdy nie wpłynęły na konto członków Badger. Od
kwietnia do pażdziernika 1973 roku, graliśmy w Anglii. Tych koncertów nie było dużo. Na pewno graliśmy wspólnie z Grounghogs, którzy mieli tą
samą firmę menażerską co Badger. Graliśmy też z Gentle Giant. Nasz menażdżer Brian Lane, który był też menażerem Yes, pojechał z nimi na tourne po
USA. W trakcie jego nieobecności inni partnerzy kompanii (Worldwie) próbowali wymusić na nas zmianę i podpisanie z nimi umowy. To spowodowało
serię bardzo trudnych spotkań w naszej sferze biznesowej. Podczas tego czasu ćwiczyliśmy codziennie spodziewając się że lada chwila pojedziemy za
ocean (USA) by promować nasz album, który w pierwszym tygodniu sprzedaży osiągnął 80 pozycję na liście. Mieliśmy także w programie
skomponowanie piosenek na ewentualny drugi album Badger. Jednak z pewnych powodów (zmęczenie, sprawy biznesu ... nie wiem dlaczego !), grupa
jakoś słabo dawała sobie radę z nowym materiałem. Ja miałem jedną czy dwie piosenki i kilka do dalszego opracowania, ale należy dodać że zmienił
mi się nieco pogląd co do ich ostatecznego kształtu. Wymagały one różnic w sposobie gry pomiędzy gitarą basową i perkusją a organami i gitarą. Nikt
inny nie miał nowego materiału, także granie wciąż tego samego materiału trochę mnie zasmuciło. Poza tym, na swój sposób oddałem grupie trzy moje
piosenki na "One live", skomponowane i nagrane dla Parrish & Gurvitz za które mi nie zapłacono. I tym razem nie dostałem należnej mi zapłaty (autor:
chcę zaznaczyć że na LP "One Live", jako kompozytor, podana jest cała grupa Badger). Jak widzisz sytuacja nie była dobra dla mnie. Na krótko
przed naszym tourne po USA, dodakowo popadłem w depresję i podjąłem decyzę o opuszczeniu grupy. Był to zły krok dla mojej kariery, mojego profilu
jako artysty, jak i dla grupy której w momencie rozpoczynającego się sukcesu sprawiłem problemy. Teraz, po latach żałuję tego kroku. Wdzięczny
jestem Davidowi i Royowi że nie zapomnieli o mnie po latach, pomimo tych wszystkich wydarzeń. Zagrałem na urodzinowym party u Roya i było
wspaniale. On faktycznie jest wspaniałym muzykiem. Badger zmuszni byli do poszukania zastępstwa. Myślę że był to duży problem uwzględniając mój
sposób gry na gitarze, sposób śpiewu nie wspominając o tym że byłem kompozytorem połowy repertuaru zespołu. W tym czasie kiedy odszedłem,
David też nie miał nowych piosenek co spowodwało jeszcze większy problem w grupie. Możesz porozmawiać z Davidem na ten temat, przypuszczam
jednak że decyzja przyjęcia Jackie Lomax'a, bardzo zadowoliła grupę. Był dobrym wokalistą, miał kilka nowych piosenek. Ja znałem J.Lomax'a z
okresu jego współpracy z wytwórnią Apple. Ostatecznie David też opuścił grupę, o czym nawet nie wiedziałem, a jego miejsce zajął Kim Gardner,
którego znałem bardzo dobrze. Wcześniej grał w grupie Ashton, Gardner and Dyke. Bardzo dobry basista, prawie tak dobry jak David. Wokół tej całej
sytuacji pojawiły się nieprzyjemne odczucia i prawdopodobnie stąd sformułowanie J.Lomax'a o "uratowaniu" grupy (autor: patrz strona J.Lomax'a).
"One Live" miało bardzo dobre recenzje (dla przykładu "Rolling Stone"). Nigdy nie słuchałem albumu "White Lady", także nie mam zdania na ten temat.
Wiem że recenzje nie były tak dobre jak "One Live", choć jeszcze raz podkreślam że nie znam tego albumu. Chciałbym go posłuchać. Muzyka jest tak
subiektywna, że ... Z czasem moje zapatrywania na muzykę zmieniły się. Wiele eksperymentowałem z strukturami rythm and blues'owymi, które
zawsze były moją największą miłością. Moje kolejne posunięcie to solowa płyta, jak może wiesz, o nieco innym profilu. I nie powstała tak szybko, ani
jej tworzenie nie było tak ekscytujące jak nagrany na żywo - "One Live". Po wielu latach wydaje mi się że jestem bardziej obietywny i jakkolwiek kilka
piosenek z solowej płyty jest dobrych, to nie za bardzo ją lubię. Natomiast płyta Badger brzmi wciąż swieżo i ma fantastyczną energię. Byliśmy
bezpardonowi ! Myślę że muzycy i kompozytorzy mają w sobie coś co zmusza ich do ciągłych prób zmiany, by ich wynik pracy był jeszcze lepszy.
Coś w rodzaju szukania "Świętego Graala". Przez wiele lat nie byłem zadowolony z "One Live". Dzisiaj, jestem zadowolony. Chciałem zmienić teksty,
gdy wszystko było przedemną a nie za mną ... ale teraz z przyjemnością wstaję i mówię: "Tak, byłem częścią tego." Wiele ludzi kocha tę płytę a to
rodzi we mnie pozytywne uczucia. Myślę również że użycie organów dało bardzo interesujące tło. Tak, lubię tą płytę.
Piotr, być może ty lub ktoś z odwiedzających tą stronę będzie miał jakieś pytania, z przyjemnością na nie odpowiem".
Brian Parrish
2005
Jak wspomniał Brian Parrish, na przełomie pażdziernika i listopada 1973, opuszcza on grupę a tuż po nim czyni tak samo David Foster. Tony Kaye i
Roy Dyke pozyskują nowych członków. Są to- Jackie Lomax (śpiew)-ex-Undertakers, Lomax Alliance, Heavy Jelly, Paul Pilnick (g)-ex-Steeler's
Wheel and Kim Gardner (dr)-ex-Ashton, Gardner & Dyke. Grupa nagrywa nową płytę w Nowym Orleanie w studio swego nowego producenta The
Allen Toussint'a. Kompozytorem wszystkich nowych piosenek zostaje J.Lomax, co zresztą powoduje zmianę stylu z progresywnego rocka na styl
zbliżony do muzyki soul. Epic Records wydaje ten materiał na dwu płytach: SP "White Lady / Don't pull the trigger" (EPC 2326; rok :1974) i LP
"White Lady" (No. 80009; data: maj 1974). Grupa ostatecznie rozpada się po występie w Fairfields Hall w Croyden (rok:1974), gdzie supportowała
E.L.O, która to grupa nie pozwoliła na wykorzystanie podczas koncertu, własnego systemu nagłośniajacego, grupie Badger.
_____________________________________________________
MENU BADGER (in English) PARRISH & GURVITZ BRIAN PARRISH
DAVID FOSTER VOICEPRINT MUSIC
_________________________________________________________________
Wspomnienia
Brian Parrish
* Płyta wydana była w rozkładanej obwolucie, z pojawiającym się po jej rozłożeniu, kartonowym borsukiem
* Jakiś czas temu, znalazłem płyty nazwane "Two Live Badger" (Weel of Fortune, The Word, Wind of Change, River, Preacher, On the way
home) notatką na obwolucie: "Nagranie na żywo z programu telewizji BBC przez orginalny skład z 1973 roku". Nigdy tej płyty nie słuchałem,
dlatego zapytałem Briana o nią:
*
"Wiem o istnieniu tych płyt, jakkolwiek nigdy ich nie słuchałem. Ktoś kiedyś przysłał mi CD-bootleg z USA i było podejrzenie że są to nagrania
z koncertu z BBC. Po wysłuchaniu stwierdziłm jednak że są to nieopracowane, złej jakości nagrania z Rainbow Theathre"