Data pierwszej publikacji w sieci - 05.09.2009 rok
Szalony Ikar
Grzegorz Kupczyk to jeden z najwybitniejszych wokalistów nie tylko polskiego heavy metalu, ale i w historii naszej rodzimej muzyki, nie tylko popularnej. W czasie
swej, trwającej ponad trzydzieści lat kariery nagrał tyle świetnych płyt, współpracował z tyloma doskonałymi, polskimi i zagranicznymi, zespołami, wykonawcami i
muzykami, że dla wielu innych ludzi starczyłoby to na całe życie, nawet z nawiązką. Tymczasem on ma wciąż nowe pomysły, plany i projekty. No i głos jak dzwon
nie dostrzegam w tej chwili w Polsce żadnego poważniejszego konkurenta dla Grzegorza. Także w porównaniu z wieloma, często bardzo znanymi wokalistami ze
świata wypada bardzo korzystnie, co cieszy jeszcze bardziej. Tak więc w oczekiwaniu na jego kolejne płyty i koncerty zapraszam do przeczytania tej długiej, bardzo
ciekawej rozmowy.
Jesteś fanem Grzegorza Kupczyka ?
Wiesz o nim wszystko ?
Myliłeś się, dowody poniżej:
Wojtek Chamryk: Najlepiej zacząć od początku, tak więc: w różnych wywiadach wielokrotnie wspominałeś o swoich rodzicach. O tym, jaki mieli na ciebie wpływ,
jak cię ukształtowali, zainspirowali. Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ich temat ?
Grzegorz Kupczyk: Tak, mówiłem już o tym setki razy, ale to miłe wspomnienia. Mama Anna - była aktorką, grała min z Węgrzynem, Woźniakiem (Zagłoba).Była
piękną kobietą, bardzo utalentowaną. Miała też piękny głos. Co wieczór śpiewała mi tym swoim ciepłym głosem kołysanki do snu i tak prawdopodobnie zaraziła mnie
miłością do muzyki. W późniejszym czasie zabierała mnie do opery, stawiając głównie na polskich autorów. Uważała, że jeżeli mam poznać operę, to powinienem
zacząć swoją znajomość z tą dziedziną sztuki od rodzimych kompozytorów. Tato, Czesław - prowadził orkiestrę i grał na kilku instrumentach. Miał potężny głos, ale
rzadko śpiewał. Uczył mnie grać na harmonijce ustnej i śpiewać piosenki harcerskie. Był harcmistrzem Rzeczpospolitej - to jeden z najwyższych stopni w tej
organizacji. Jako ciekawostkę mogę podać, że w czasie trwania II Wojny Światowej był ścigany przez Gestapo właśnie z powodu swojej harcerskiej działalności.
Wojtek Chamryk: Jak sądzisz, czy gdyby twoi rodzice byli innymi ludźmi, o innych zainteresowaniach też miałbyś szansę stać się jednym z najlepszych polskich
( i nie tylko ) wokalistów, czy też zostałbyś przykładowo adwokatem, kierowcą, itp. ?
Grzegorz Kupczyk: Jestem przekonany, że to ich zasługa. Ich postrzeganie sztuki jak i szacunek do niej miały na mnie ogromny wpływ. Myślę, że to także geny.
Wojtek Chamryk: Czy już jako dziecko zainteresowałeś się śpiewaniem ?
Grzegorz Kupczyk: Tak, śpiewałem odkąd tylko pamiętam (śmiech).
Wojtek Chamryk: Pamiętasz jeszcze swoje ulubione piosenki z dzieciństwa ?
Grzegorz Kupczyk: Oczywiście: Powrócisz tu - Santor, Appasionata - Gniatkowski, Kormorany - Szczepanik, a później prawie wszystko Czerwonych Gitar i
innych zespołów. Dalej już Niemen i zachodni wykonawcy.
Wojtek Chamryk: Jak to się stało, że mając siedem lat wszedłeś na scenę w Międzyzdrojach ? Trafiłeś tam przypadkowo, czy wręcz przeciwnie, przyciągnięty
muzyką niczym magnesem ?
Grzegorz Kupczyk: Czy przypadkowo to przyznam, że zupełnie nie pamiętam, ale chyba tak, bo biegałem po ośrodku wczasowym i pewnie trafiłem tam na jakąś
zabawę (śmiech).
Wojtek Chamryk: Stolica to był całkiem niezły sprzęt, jak na lata sześćdziesiąte. Ile miałeś lat, gdy złapałeś radiowego bakcyla?
Grzegorz Kupczyk: Około pięciu. Wsłuchiwałem się w słuchowiska i audycje radiowe. Potem w muzykę, prezentowaną przez starych, zasłużonych prezenterów.
Z babcią, Katarzyną Schoebel, bardzo lubiłem słuchać słuchowiska - W Jezioranach.O babci też trzeba wspomnieć. To była kochana i cudowna kobieta, pełna ciepła,
bardzo opiekuńcza. Czytała mi bajki, przynosiła cukierki i pączki. To ona właśnie kupiła mi za pieniądze odkładane przez rok ze swej renty pierwszy rower.
Boże! Piękne czasy....
Wojtek Chamryk: Ponoć sam zbudowałeś swój pierwszy gramofon? Pomogli ci koledzy, czy korzystałeś ze schematów z Młodego Technika?
Grzegorz Kupczyk: (Śmiech) Ani tak, ani tak. Zrobiłem go z kartonu po butach, starego pióra i kijka do sprawdzania ciasta.
Wojtek Chamryk: Czego wtedy słuchałeś - Czerwonych Gitar, Skaldów ?
Grzegorz Kupczyk: Oczywiście. W tym czasie usłyszałem i zachwycam się do dziś piosenką Czerwonych Gitar - Wolny wieczór. Na koncercie Skaldów byłem
właśnie w Międzyzdrojach. Po koncercie mama nie mogła mnie domyć, miałem prawie czarne plamy na udach w przedniej części. Okazało się że to były sińce od
uderzania dłońmi w nogi do rytmu muzyki (śmiech).
Wojtek Chamryk: Pewnie miałeś mnóstwo pocztówek dźwiękowych, tak jak wszyscy w tamtych czasach. Młodzi czytelnicy tego nie wiedzą, ale mniej więcej do
1980 roku te nietypowe płyty były w Polsce bardzo popularne..
Grzegorz Kupczyk: Setki! Część mam do dzisiaj (uśmiech).
Wojtek Chamryk: Z dostępem do oryginalnych, zachodnich płyt był problem. Pominąwszy cenę, nie było gdzie ich kupić, w sklepach ich nie było, poza nielicznymi
licencjami. Pozostawały giełdy, prywatne wymiany czy transakcje, prywatne komisy. Jak zdobywałeś interesujące cię nagrania ?
Grzegorz Kupczyk: Różnie. Częściowo dostarczał mi je kolega, którego ojciec bardzo często bywał poza granicami kraju. Ale też nabywałem właśnie na giełdach
płytowych, między innymi w poznańskim Wawrzynku. Wtajemniczeni będą wiedzieć, o co chodzi (śmiech).
Wojtek Chamryk: Miałeś już wtedy magnetofon - dodajmy dla młodszych - szpulowy?
Grzegorz Kupczyk: Nie. Miałem radio Sonata, które dostałem na gwiazdkę. Był w nim adapter. Potem dostałem pierwszy polski magnetofon kasetowy MK 121,
dopiero później kupiłem sobie szpulowy, ale i tak miałem za chwilę kasetowca MK 122 i MK 125 (śmiech).
Wojtek Chamryk: Moja pierwsza, oryginalna zachodnia płyta to LP AC/DC - Fly On Th Wall . Pamiętasz pierwszą swoją? Nie był to na pewno ten album Led
Zeppelin z 1979, za który zapłaciłeś krocie tuż po jego premierze, ale jakaś wcześniejsza płyta, prawda?
Grzegorz Kupczyk: To była dwójka Led Zeppelin. Kosztowała 800 złotych! To była 1/3 wypłaty mamy.
Wojtek Chamryk: Czy niejako naturalnie przeszedłeś od słuchania do muzykowania ? Dlaczego wybrałeś akurat gitarę basową, sięgnąłeś po nią świadomie,
przypadkiem, czy z konieczności, bo ktoś musiał na niej grać ?
Grzegorz Kupczyk: Próby odbywały się w świetlicy szkolnej. Mieliśmy sprzęt typu Samba, Lotos, bębny Polmuz (na skórach), 15 watowe wzmacniacze lampowe
marki TELOS (śmiech). Nie miał kto grać na basie. Po jednej z pierwszych prób, kolega powiedział - ty będziesz grał na basie bo najlepiej wyglądasz (śmiech).
Miałem bardzo długie i gęste włosy. Bardzo mi się to spodobało i bardzo zaangażowałem się w ten instrument. Później okazało się, że też śpiewam i jakoś tak się z
czasem złożyło, że zacząłem grać na basie i śpiewać, później gitara, a w końcu sam wokal (śmiech).
Wojtek Chamryk: Właśnie, grywasz też na gitarze akustycznej rozumiem, że nauczyłeś się na niej grać we wczesnej młodości ?
Grzegorz Kupczyk: Tak, w szkole zawodowej. Każdy z nas chciał grać jak najlepiej. Ćwiczyliśmy godzinami, opracowując solówki z płyt, nie tylko zachodnich
artystów. Zdzieraliśmy palce do krwi. Aby nauczyć się chwytów barowych przywiązywaliśmy sobie palce dratwą na kilkadziesiąt minut do gryfu gitary (śmiech).
Wojtek Chamryk: Podobno w Poznaniu był wtedy tylko jeden sklep z instrumentami muzycznymi. Miałeś już wtedy własny sprzęt, czy też korzystałeś z gitar
wypożyczanych na przykład z domu kultury ?
Grzegorz Kupczyk: Nieee, skądże. To było za drogie. Gitara elektryczna kosztowała wtedy 2300 złotych, tyle moja mama zarabiała na miesiąc. Graliśmy na
sprzęcie zakupionym przez szkołę.
Wojtek Chamryk: Twój pierwszy zespół powstał w 1972 roku. Czy to była ta grupa wokalna, wzorująca się na Particie ?
Grzegorz Kupczyk: Dokładnie tak (śmiech). Powstał w szkole podstawowej i istniał zaledwie trzy miesiące. Zaśpiewaliśmy na zakończenie roku podczas zabawy
i na tym się skończyło. Każdy poszedł w swoją stronę.
Wojtek Chamryk: Na początku lat siedemdziesiątych rock święcił triumfy na całym świecie, także w Polsce. Czy to z tego powodu, a także dlatego, że trafiłeś do
szkoły średniej, poznałeś nowych kolegów, poświęciłeś mu się bez reszty ?
Grzegorz Kupczyk: Nie dlatego. To siedziało jakoś we mnie. Nie potrafię tego opisać, to niewyobrażalne uczucie.
Wojtek Chamryk: De Luxe, Wbrew, Quant co wtedy graliście ? Zachowały się może jakieś amatorskie nagrania tych grup ?
Grzegorz Kupczyk: Głównie pop, pop rock, potem próbowaliśmy hard rock i blues. W pewnym okresie był funk, jazz a nawet soul. Ostatni z tych zespołów
grał art rocka, teraz szumnie nazywa się to progiem (śmiech). Tak, jest parę nagrań, nawet całkiem dobrych.
Wojtek Chamryk: Ten ostatni zespół reprezentował już chyba niezły poziom, skoro ćwiczyliście w poznańskim Pałacu Kultury ?
Grzegorz Kupczyk: Tak. To był już bardzo dobry zespół. Naprawdę extra.
Wojtek Chamryk: Graliście tylko covery, czy też próbowaliście sami coś pisać ?
Grzegorz Kupczyk: Głównie covery. Próbowaliśmy też swoje rzeczy, ale z różnym, raczej negatywnym - skutkiem (uśmiech).
Wojtek Chamryk: Można zaryzykować twierdzenie, że to audycje Piotra Kaczkowskiego w tym okresie ukształtowały cię muzycznie ?
Grzegorz Kupczyk: Oczywiście! Te audycje były jak msza. Czekało się na nie cały tydzień.
Wojtek Chamryk: Pewnie pamiętasz ze szczegółami tę audycję, gdy usłyszałeś po raz pierwszy Davida Coverdale a śpiewającego z Deep Purple ?
Grzegorz Kupczyk: Jasne! To była niedziela. Rodzice poszli do Opery, a ja słuchałem Trójki. Wtedy to Kaczkowski zrobił swoisty konkurs między Led Zeppelin a
Deep Purple. Jak usłyszałem Burn, Mistreated czy Schody (Stairway To Heaven - red.) to prawie zemdlałem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje - naprawdę
nie przesadzam ! To było takie uczucie jak bym zaciągnął potężną chmurkę (śmiech).
Wojtek Chamryk: Nagrywałeś takie programy radiowe w całości, czy też tylko muzykę, a informacje z komentarzy notowałeś ?
Grzegorz Kupczyk: Tylko muzykę. Informacje wchłaniał mój mózg.
Wojtek Chamryk: Znałem człowieka, mającego dwa magnetofony: na jeden nagrywał tylko muzykę, na drugi zapowiedzi i komentarze
Grzegorz Kupczyk: Ja tylko muzę (śmiech).
Wojtek Chamryk: Pierwszy zachodni zespół, który widziałeś na żywo to duński, glamowy Dump. Jakoś nigdy nie udało mi się trafić na ich płyty, masz jakieś ?
Grzegorz Kupczyk: Niestety nie
Wojtek Chamryk: Wielu ludzi wyraża się pogardliwie o zespołach rockowych z byłych krajów socjalistycznych, twierdząc, że to był tylko substytut prawdziwego
rocka, a Polacy słuchali ich, bo nic innego nie było oficjalnie dostępne. Nie zgadzam się z tym, a wręcz twierdzę, że sporo płyt Omegi, Locomotiv
GT, czy Fonograf to klasyka rocka lat siedemdziesiątych. A co ty o tym myślisz ?
Grzegorz Kupczyk: Twierdzenia takich ludzi to wypowiedzi idiotów! Locomotiv GT - płyta Ringasd el magad (LP z 1972 roku-red.) to granie równe Deep Purple.
A Gabor na klawiszach w niektórych momentach gra z ikrą sto razy większą niż Jon Lord w tamtych czasach. Gitarzysta na tej płycie (Barta Tamas - red.) to
mistrzostwo świata! Omega to klasyka sama w sobie. Pozostałe zespoły to też bardzo wysoki poziom, zarówno w gatunkach pop jak i country.
Wojtek Chamryk: Polscy wykonawcy też chyba byli dla ciebie ważni: SBB, Breakout, pierwsze płyty Budki Suflera, Czesław Niemen
Grzegorz Kupczyk: Niemen przede wszystkim. SBB oczywiście, dwie pierwsze płyty i wszystkie wydawane poza krajem, bo późniejsze polskie wydawnictwa SBB
to dla mnie mędzenie. Breakout rzadko, raczej Test.
Wojtek Chamryk: Czyli ten fantastyczny, niemenowski muzycznie i wokalnie utwór Requiem , znany chyba tylko z kompilacji Ballady to nie przypadek, a rodzaj
hołdu dla tego wielkiego muzyka, z którym zresztą mieliście okazję współpracować ?
Grzegorz Kupczyk: Dokładnie (szeroki uśmiech).
Wojtek Chamryk: Odnoszę wrażenie, że w okolicach dwudziestki wręcz zachłannie rzucałeś się na każdą możliwość grania, w różnych stylach, składach, z różnymi
ludźmi Ares, BUM, Kontrast, S.E.J.F., Kredyt
Grzegorz Kupczyk: Tak. Chłonąłem wszystko co było możliwe. Po latach okazało się, że ten swoisty poligon dał mi wielki wachlarz możliwości i doświadczeń.
Wojtek Chamryk: W 1978 dokonałeś pierwszych nagrań radiowych w studio PR Poznań. Jak je wspominasz i co wówczas zarejestrowaliście, poza balladą Sen ?
Grzegorz Kupczyk: Rozstania i powroty oraz pierwszą wersję Przemijania , jeszcze jako śmieszną balladkę.
Wojtek Chamryk: Skomercjalizowane Elementy Jazzująco Filingujące - skąd ta nazwa i czy rzeczywiście zdarzało się wam grać w tym zespole z jazzowym
feelingiem ?
Grzegorz Kupczyk: Tak (śmiech). To był zestaw studentów, o wielkich ambicjach i nieco mniejszych możliwościach. Jednak praca wkładana w to, co robiliśmy
była często doceniana przez jurorów podczas różnych przeglądów.
Wojtek Chamryk: Kredyt to już zespół hard rockowy. Graliście klasycznie, w trio, czy w większym składzie ?
Grzegorz Kupczyk: W piątkę. Na gitarach własnej roboty. To był świetny zespół. Do tego stopnia dobry, że mieliśmy grać w nagrodę za wygrany konkurs przed
TSA, ale jakoś to nie wyszło. A później już byliśmy w Turbo (śmiech).
Wojtek Chamryk: Zgarnęliście praktycznie wszystkie nagrody na lokalnym przeglądzie, dokonaliście nagrań radiowych (Blues na kredyt , Przemijanie , Wiem ).
Dlaczego nie poszliście za ciosem?
Grzegorz Kupczyk: Wiele zespołów zaczynało wówczas podobnie, a materiał z sesji radiowych trafiał na single, także na debiutancką płytkę Turbo. To były inne
czasy. Zresztą, tak jak wcześniej mówiłem, dostaliśmy się (z gitarzystą, Andrzejem Łysówem - red.) do Turbo, a to było tak, jak byśmy Pana Boga za nogi chwycili
(śmiech).
Wojtek Chamryk: Czy to, że miałeś już wówczas rodzinę i normalnie pracowałeś było pewnym utrudnieniem ?
Grzegorz Kupczyk: Niestety tak... Wskutek czego zostawiłem rodzinę dla Turbo...
Ciąg dalszy wywiadu na następnej stronie
.
Grzegorz Kupczyk